Przychodzi czasem taki moment w życiu że człowiek zastanawia się nad jakaś rzeczą, czynnością, którą wykonuje i nie może sobie przypomnieć kiedy tak naprawdę to wszystko się zaczęło... No własnie, kiedy to się zaczęło?
Typowy krajobraz Płaskowyżu Głubczyckiego uchwycony aparatem Medion MD 40820 w 2006 roku
Pamięć bywa zawodna więc żeby wyjaśnić kiedy wykonałem pierwsze fotografie dalekoobserwacyjne sięgnąłem na dysk twardy do zgromadzonego tam archiwum zdjęciowego. Przenieśmy się zatem do dosyć nieodległej przeszłości (przynajmniej tak by się mogło wydawać). Mamy ciepłą połowę maja 2006 roku, pofalowany Płaskowyż Głubczycki, rzepak i piękne czyste powietrze, a w ręku radziecka loretka i jeden z ówczesnych, dostępnych (czytaj tanich) dla każdego cyfrowych aparatów fotograficznych Medion MD 40820 z oszałamiającą 2 mpx matrycą CMOS. Dzisiaj najtańsze telefony komórkowe mają lepsze aparaty do selfie, ale to było przecież 11 lat temu, wtedy kompaktowy aparat cyfrowy z matrycą 8 mpx kosztował sporo, nie licząc lustrzanek cyfrowych, których wybór nie był tak wielki jak dziś, a ich ceny były astronomicznie wyśrubowane. Tak czy owak posługując się tym co miałem, czyli prymitywnym aparatem cyfrowym i solidną radziecką optyką lornetki uwieczniłem po raz pierwszy kilka dalekich widoków. Oto one:
Elektrownia Opole (46 km)
Cementownia Górażdże (38 km)
Góra Św. Anny (50 km) i koksownia w Zdzieszowicach (48 km)
Wzgórze "Szpica" (44 km) i komin w Krapkowicach stający przy ul. Fabrycznej (34 km)
Wzgórza Strzelińskie (38 km)
Jakość powyższych fotografii nie powala na kolana, ale przypominają one, że z różną częstotliwością i skutecznością robię zdjęcia dalekoobserwacyjne od ponad 10 lat. Swoją drogą, tych pierwszych zdjęć, pomiędzy 2006 a 2010 rokiem raczej nigdzie nie publikowałem, z braku czasu z wieloma późniejszymi zdjęciami stało się to samo. Sięgając pamięcią wstecz przypominam sobie że zdjęcia zamieszczone powyżej nie były przypadkowe. Podczas majowych wycieczek rowerowych po Płaskowyżu Głubczyckim widywałem bardzo oddalone obiekty już od kilka lat, nie potrafiłem ich jednak rozpoznać, wyposażony tylko w lornetkę nie miałem możliwości uwiecznić i opisać tamtych widoków. Oczywiście ciekawość rosła tak jak apatyt w czasie jedzenia, zacząłem więc szukać coraz to nowych wyzwań i uwieczniać prymitywnym sprzętem kolejne daleki widoki.
Komentarze
Moja pierwsza daleka obserwacja nieświadoma to pewnie huta Głogów z Góry Wilkanowskiej (ok. 45 km) około roku 2000 - sądziłem, że to tylko Nowa Sól. Świadoma-Tatry z krakowskiego osiedla Na Stoku w 2005. Do zdjęć miałem wtedy tylko analoga z 2-krotnym zoomem, więc nie wyszły ;)
OdpowiedzUsuńPoczątki tej dziedziny fotografii to bardzo sentymentalna podróż i miło ją wspominam. Nie wspominając o tak istotnym kamieniu milowym, jak przekonanie się o tym że jednak są jeszcze inne osoby które parają się taką "magią" :)
OdpowiedzUsuńJa o tym, że dokonałem dalekich obserwacji dowiedziałem się od...Ciebie :)
OdpowiedzUsuńNigdy mnie ten kierunek fotografii nie fascynował aczkolwiek dobra widoczność zawsze ważna była.
Pozdrawiam !!!
Dobra widzialność sprzyja dalekim obserwatorom, ale i każdemu innemu fotografowi, z prostej przyczyny. Czyste powietrze umożliwia fotografowanie dalekich widoków, a tym bliskim nadaje często bardzo żywe i intensywne kolory, ponieważ światło odbite od obiektów w drodze do aparatu nie jest rozpraszane w powietrzu. Zresztą jak każdy dobry fotograf wiesz sam jak ważne jest światło i kolor.
UsuńMoje początki dalekich obserwacji hmm kilka (4-5) lat temu. Widziałem z Biskupiej Kopy kilka dalszych obiektów, gór, nie wiedziałem jak się nawet nazywają, czasem strzeliłem jakąś fotkę z ręki, bez obróbki była marna. Wiedziałem, że z Kopy widać Tatry (210 km) i Karkonosze za sprawą RobertaJ, który wprowadził mnie w świat dalekich obserwacji. Kilka wspólnych sesji i zafascynowałem się tym rodzajem zdjęć. Tatry z Kopy sfotografowałem dopiero w lutym tego roku, jak na razie to mój rekord DO ;) Zdjęcia dalej robię starszym kompaktem Nikona.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń